O nowym przywództwie
jako kwestii życia i śmierci

Wbrew obiegowemu przekonaniu historia się nie powtarza. Szukanie analogii do przeszłych wydarzeń jest często tylko próbą kontroli teraźniejszości lub przewidywania przyszłości w obliczu panującej niepewności. Historia jest jednak przestrogą.
Jedną z najczęściej stosowanych analogii do obecnej sytuacji są lata 30 XX wieku. To czas wielkiego kryzysu w gospodarce światowej, oraz formowania się autorytarnych i totalitarnych rządów w Europie. Dojście do władzy Hitlera, który składał obietnicę wyciągnięcia Niemiec z gospodarczej zapaści, i odbudowę dawnej potęgi, rozciągnięcie władzy i terroru przez Stalina w ZSRR, militaryzacja Japonii oraz słabość krajów demokratycznych, sprawiła, że nastąpiła kumulacja napięć i nienawiści. Wojna wydawała się nieunikniona.
Druga połowa XX wieku była właściwie rozliczeniem się z tą katastrofą, oraz próbą budowania mechanizmów, które uchronią nas przed jej powtórzeniem. Liberalna demokracja oraz humanizm wydawały się najlepszymi odpowiedziami, które powstrzymają autorytarne i pełne przemocy rozwiązania. Ochrona okazała się jednak zbyt wąska, ponieważ błędnie założono, że można wygrodzić bezpieczne miejsce, pozostawiając znaczną część świata na marginesie. Humanizm okazał się tylko ideologicznym narzędziem dalszej kolonizacji, demokracja zaś rządami uprzywilejowanych. Nowymi wykluczonymi stali się mieszkańcy drugiego i trzeciego świata, przyroda i Ziemia. Triumf oświeceniowego rozumu, który znalazł swe mroczne spełnienie w budowie komór gazowych , kontynuował triumfalny pochód, dewastując inne kultury i naturę.
Współczesny kryzys jest kryzysem „człowieka”. Ów „człowiek” jednak to przede wszystkim racjonalnie i na zysk nastawiony, biały, pracujący, heteroseksualny mężczyzna Zachodu. Ta kategoria człowieka, służyła rozwojowi nauki i technologii, pozostawiała jednak na marginesie szereg doświadczeń i istnień, pozbawiając je ważności oraz prawa do życia. Kategoria ta była także ściśle europocentryczna i antropocentryczna. „Człowiek” mimo astronomicznych odkryć nadal sytuował siebie nie tylko w centrum Ziemi, ale również Wszechświata, spoglądając na wschody i zachody Słońca, których w rzeczywistości nigdy nie było.
Tonące statki z ludźmi u wybrzeży Europy, oraz kryzys ekologiczny wieszczą jednak jego koniec. Jego panowanie jest zagrożone, ponieważ ostatecznie Ziemia i natura nie są mu podporządkowane. Ostatecznie też nie udaje mu się zamknąć „innych” w obozach. W pewnym sensie „człowiek” ten musi symbolicznie umrzeć, abyśmy mogli żyć. Co oznacza jego śmierć? Odkrycie świata i innego. Odkrycie życia, które nie jest niczyja własnością. Utopia? Raczej jedyna szansa, ponieważ być może bardziej niż kiedykolwiek zostaliśmy postawieni w obliczu prawdziwej zagłady. Jeśli II wojna światowa była przestrogą, to zjawiska, z którymi się dzisiaj mierzymy są ostatnim ostrzeżeniem.
Obecna sytuacja na świecie jest wyzwaniem bez precedensu, które wymaga nowego przywództwa. Wymaga od nas wszystkich umiejętności wytrwania w poczuciu niepewności tak, aby nie powierzyć władzy tym, którzy uporządkują rzeczywistość ponownie ją antagonizując. Dzisiejsi przywódcy jaki potrzebujemy, to przywódcy z uśmierconym ego, którzy nie są zajęci podtrzymywaniem władzy i panowaniem nad innymi. To przywódcy, którzy w poczuciu nikłości we wszechświecie z ogromnym szacunkiem podchodzą do życia, i są gotowi oraz otwarci na spotkanie z innymi. To przywódcy, którzy wsłuchają się w całość życia, również tego, które pozostawało dotąd na marginesie. Ta drobinka, na której mieszkamy jest właśnie unikalna tylko z powodu panującego na nim Życia. Tylko chroniąc je zyskujemy znaczenie. Dzisiejszy lider to ktoś, kto uśmiercając siebie staje po stronie Życia.